poniedziałek, 11 listopada 2013

Uroczyste otwarcie ruin zamku w Dzień Niepodległości

Na dzień 11 listopada wyznaczono otwarcie dla zwiedzających odrestaurowanych ruin zamku Książąt Mazowieckich. Pracę rozpoczęto jeszcze wiosną, a ich zwieńczenie nastąpiło już kilka tygodni temu, jednak do oficjalnego otwarcia prawie nikt wstępu na zamek nie miał. Dziś właśnie obejrzeliśmy wynik zmagań stowarzyszenia "Nasz Zamek", dążącego do odrestaurowania wzgórza i resztek zamku.


Zamek na starej pocztówce. Podana data to czysta konfabulacja.
A to zdjęcie z lotu ptaka, okres międzywojenny

Historia zabudowań na wzgórzu zamkowym sięga XII wieku, w czasach kasztelanii był to gródek drewniany, potem w XV wieku zamek gotycki, który z biegiem czasu się rozsypał, a następnie odbudowany z fundamentów w roku 1630 jako zamek nowożytni. Nie postał sobie zbyt długo, bo rozwalili go Szwedzi w 1655. Na odbudowę po Potopie czekał sobie przeszło 100 lat, do roku 1789. I znów fatum ciążące nad nim nie dało mu się uchować, bo podczas powstania Kościuszkowskiego zrujnowali go Prusacy już w roku 1795. I było po zamku.
Prezesowi stowarzyszenia, Łukaszowi Popowskiemu chodziła po głowie całkowita odbudowa zamku. Znam Go od lat, od momentu kiedy przeprowadzałem wywiad dla gazetki (Kulturka) którą współtworzyłem. Problemem było wtenczas utwardzenie wzgórza, na które trzeba było zdobyć około miliona złotych. Inwestorzy nie rwali się z fundowaniem przedsięwzięcia, gdyż nie dawało ono żadnych widocznych wyników. Ot, kupa cegieł na trochę ładniejszej górce niż dotychczas. Finanse uzyskano w końcu z dotacji unijnych.
Problem z odbudową jest taki, że nikt nie wie tak naprawdę jak zamek wyglądał. Najstarsze jego malowidło pochodzi z połowy XIX wieku i prawdę mówiąc, niewiele na nim więcej zamku niż teraz. Sama wizja odbudowy budzi kontrowersję, cześć zrekonstruowana, czyli nadbudowana musi być z innego materiału niż historyczna. Generalnie coś takiego zrobiono w Ciechanowie, między dwie stare wieże wlepiono przeszklony stalowy pawilon, który wprawdzie kubaturą przypomina to co kiedyś tam stało, ale stylistycznie ma się jak pięść do oka... Ale takie są podobno wymogi rekonstrukcji takich zabytków.



Akwarelka z połowy XIX wieku. Najstarszy zachowany wizerunek ruin zamku

Mój zamek to zarośnięta i tajemnicza ruina z dzieciństwa, gdzie ganiałem się do upadłego z kumplami. Kiedyś dostałem w prezencie walkie-talkie i w zasadzie spędzaliśmy na wzgórzu, nad rzeką i skarpie całe dnie. Dzieliliśmy się na dwie drużyny i szukaliśmy porozumiewając się przez krótkofalówki. A było gdzie się chować, wtedy były to półdzikie tereny, zamieszkałe tylko przez wrzeszczące z przestrachu na nasz widok bażanty...
Przesiadywaliśmy na zamkowym oknie patrząc w dół i wznosząc dzikie okrzyki, które echo niosło gdzieś w dal wzdłuż rzeki. Strome zbocze pacyfikowaliśmy ze wszystkich możliwych stron.
Znajdowało się skarby: czubki i łuski z czasów wojny, a nawet drobne monety sprzed stuleci. Miałem całe blaszane pudełko dziwnych "artefaktów" od trybików i guzików po miedziane łyżeczki.



Zamek mojego dzieciństwa.


Zaniedbane, ale romantyczne.


To widok z zamkowego zbocza. Wspinałem się tu kiedyś jako dzieciak, czepiając grzyw traw. Kiedy robiłem to zdjęcie wyglądało jeszcze jak za moich dziecięcych lat...


Przesiadywałem dokładnie w tym miejscu gdzie kilkadziesiąt lat wcześniej siedział ten Niemiec. Obok znajduje się okno, w którym siedziałem z ferajną.


Czas wszystko zmienia...

Zamkowe wzgórze było lubianym miejscem spacerów do momentu, kiedy nie zaczęło coraz bardziej przypominać śmietnika połączonego z ustępem. Mimo wszystko jak byłem mały niektóre miejsca były w miarę oszczędzane przed brudzeniem, a może młodzież miała inne priorytety, niż chlanie w ruinach.

Małas w tajemniczej aurze, czyli zapewne podświetlonej parze z moich ust.
Zdjęcie zrobiłem zeszłej zimy na spacerze.


Dokumentowałem też prace remontowe.

Na wzgórzu pojawił się brukowany dziedziniec, wymurowano brakujące zarysy ścian, wyrównano mury... Wszystko wyglądało jak spod igły, ale zatraciło całkowicie romantyczność dawnego reliktu przeszłości. Wieczorem zaś odbyło się widowisko "światło-dźwięk". Były fajerwerki, a ruiny oblano czerwonym światłem. Przechadzałem się między nimi i trochę żałowałem, że na skarpie nie stoi już wiekowe zamczysko.


Na otwarcie przybyły tłumy.


Zamek od stuleci nie gościł tylu zwiedzających. Ale romantyczność wyniosła się wraz z wykarczowanymi krzewami i utwardzonym podłożem...



Po zmroku...