poniedziałek, 11 listopada 2013

Uroczyste otwarcie ruin zamku w Dzień Niepodległości

Na dzień 11 listopada wyznaczono otwarcie dla zwiedzających odrestaurowanych ruin zamku Książąt Mazowieckich. Pracę rozpoczęto jeszcze wiosną, a ich zwieńczenie nastąpiło już kilka tygodni temu, jednak do oficjalnego otwarcia prawie nikt wstępu na zamek nie miał. Dziś właśnie obejrzeliśmy wynik zmagań stowarzyszenia "Nasz Zamek", dążącego do odrestaurowania wzgórza i resztek zamku.


Zamek na starej pocztówce. Podana data to czysta konfabulacja.
A to zdjęcie z lotu ptaka, okres międzywojenny

Historia zabudowań na wzgórzu zamkowym sięga XII wieku, w czasach kasztelanii był to gródek drewniany, potem w XV wieku zamek gotycki, który z biegiem czasu się rozsypał, a następnie odbudowany z fundamentów w roku 1630 jako zamek nowożytni. Nie postał sobie zbyt długo, bo rozwalili go Szwedzi w 1655. Na odbudowę po Potopie czekał sobie przeszło 100 lat, do roku 1789. I znów fatum ciążące nad nim nie dało mu się uchować, bo podczas powstania Kościuszkowskiego zrujnowali go Prusacy już w roku 1795. I było po zamku.
Prezesowi stowarzyszenia, Łukaszowi Popowskiemu chodziła po głowie całkowita odbudowa zamku. Znam Go od lat, od momentu kiedy przeprowadzałem wywiad dla gazetki (Kulturka) którą współtworzyłem. Problemem było wtenczas utwardzenie wzgórza, na które trzeba było zdobyć około miliona złotych. Inwestorzy nie rwali się z fundowaniem przedsięwzięcia, gdyż nie dawało ono żadnych widocznych wyników. Ot, kupa cegieł na trochę ładniejszej górce niż dotychczas. Finanse uzyskano w końcu z dotacji unijnych.
Problem z odbudową jest taki, że nikt nie wie tak naprawdę jak zamek wyglądał. Najstarsze jego malowidło pochodzi z połowy XIX wieku i prawdę mówiąc, niewiele na nim więcej zamku niż teraz. Sama wizja odbudowy budzi kontrowersję, cześć zrekonstruowana, czyli nadbudowana musi być z innego materiału niż historyczna. Generalnie coś takiego zrobiono w Ciechanowie, między dwie stare wieże wlepiono przeszklony stalowy pawilon, który wprawdzie kubaturą przypomina to co kiedyś tam stało, ale stylistycznie ma się jak pięść do oka... Ale takie są podobno wymogi rekonstrukcji takich zabytków.



Akwarelka z połowy XIX wieku. Najstarszy zachowany wizerunek ruin zamku

Mój zamek to zarośnięta i tajemnicza ruina z dzieciństwa, gdzie ganiałem się do upadłego z kumplami. Kiedyś dostałem w prezencie walkie-talkie i w zasadzie spędzaliśmy na wzgórzu, nad rzeką i skarpie całe dnie. Dzieliliśmy się na dwie drużyny i szukaliśmy porozumiewając się przez krótkofalówki. A było gdzie się chować, wtedy były to półdzikie tereny, zamieszkałe tylko przez wrzeszczące z przestrachu na nasz widok bażanty...
Przesiadywaliśmy na zamkowym oknie patrząc w dół i wznosząc dzikie okrzyki, które echo niosło gdzieś w dal wzdłuż rzeki. Strome zbocze pacyfikowaliśmy ze wszystkich możliwych stron.
Znajdowało się skarby: czubki i łuski z czasów wojny, a nawet drobne monety sprzed stuleci. Miałem całe blaszane pudełko dziwnych "artefaktów" od trybików i guzików po miedziane łyżeczki.



Zamek mojego dzieciństwa.


Zaniedbane, ale romantyczne.


To widok z zamkowego zbocza. Wspinałem się tu kiedyś jako dzieciak, czepiając grzyw traw. Kiedy robiłem to zdjęcie wyglądało jeszcze jak za moich dziecięcych lat...


Przesiadywałem dokładnie w tym miejscu gdzie kilkadziesiąt lat wcześniej siedział ten Niemiec. Obok znajduje się okno, w którym siedziałem z ferajną.


Czas wszystko zmienia...

Zamkowe wzgórze było lubianym miejscem spacerów do momentu, kiedy nie zaczęło coraz bardziej przypominać śmietnika połączonego z ustępem. Mimo wszystko jak byłem mały niektóre miejsca były w miarę oszczędzane przed brudzeniem, a może młodzież miała inne priorytety, niż chlanie w ruinach.

Małas w tajemniczej aurze, czyli zapewne podświetlonej parze z moich ust.
Zdjęcie zrobiłem zeszłej zimy na spacerze.


Dokumentowałem też prace remontowe.

Na wzgórzu pojawił się brukowany dziedziniec, wymurowano brakujące zarysy ścian, wyrównano mury... Wszystko wyglądało jak spod igły, ale zatraciło całkowicie romantyczność dawnego reliktu przeszłości. Wieczorem zaś odbyło się widowisko "światło-dźwięk". Były fajerwerki, a ruiny oblano czerwonym światłem. Przechadzałem się między nimi i trochę żałowałem, że na skarpie nie stoi już wiekowe zamczysko.


Na otwarcie przybyły tłumy.


Zamek od stuleci nie gościł tylu zwiedzających. Ale romantyczność wyniosła się wraz z wykarczowanymi krzewami i utwardzonym podłożem...



Po zmroku...

piątek, 25 października 2013

Bunkry Sochaczewa

2013-09-28
Dziś postanowiłem w końcu zabrać się za temat, który zacząłem jeszcze w lecie. A zaczęło się podczas jednego z naszych rodzinnych spacerów za miasto, kiedy to kępa drzew w polu skojarzyła mi się dziwnie z miejscem dziecięcej wyprawy. Ruszyłem w jej kierunku przez rzepak i… był tam. Zagrzebany w ziemi, ale ciągle był – poniemiecki bunkier, po którym hasałem jako kilkunastoletni dzieciak. Dziś już bym nie wszedł, stoi w nim woda gruntowa, a wejścia zabetonowane i zasypane ziemią, choć kilka ktoś próbował odkopywać, mając być może nadzieję na jakieś pamiątki z wojny. Próżny był jego trud, ale o tym za chwilę. Wpadł mi do głowy pomysł odkrycia historii tych znikających budowli. Tych ciężkich żelbetonowych konstrukcji nie dało się ani wysadzić, ani rozebrać, natomiast czas wpycha je w ziemię, bo nie mają fundamentów. Budowane były zresztą przez Szwabów w pośpiechu, w roku 1944 wobec groźby nadciągających wojsk radzieckich. Do robót spędzili prawie całą okoliczną ludność. Sochaczew stał się częścią pasa rozproszonych umocnień Rawka-Bzura-Stellung (Gruppensystem) które pobudowano przy trasach wjazdowych, więc od strony Łowickiej, przed mostem i z drugiej strony miasta przy wyjeździe na Warszawę. Zabezpieczać miały trasy, most na Bzurze i węzeł kolejowy. Generalnie z tego co wiem, większości z nich nie wykorzystano w walce, tych od strony Warszawy (czyli tam, gdzie buszował tajemniczy grzebacz) nawet nie uzbrojono.
Pogrzebałem, poszperałem, obfotografowałem wszystko co się dało obfotografować, bo część tych budowli ukryta jest na terenach prywatnych posesji, służąc jako np. pieczarkarnie lub komórki na ziemniaki i jako laik usiłowałem je jakoś sklasyfikować, bo mają swoje nazwy i odmiany.
Ten który mi się tak podobał i chyba najciekawszy, to Ringstand, lub Tobruk. Schron dla 3 osobowej obsługi karabinu maszynowego, z charakterystycznym otworem z góry na wieżyczkę z której można było prowadzić obrotowy ogień z KM.
Dwa pozostałe trudno mi od siebie odróżnić, bo obydwa to dość podobne do siebie klocki, jeden osłonowy dla piechoty - Regelbau (doszukałem się różnych typów i numeracji), drugi na działo przeciwpancerne, wtaczane do środka na specjalnych prowadnicach (nigdzie nie ma już śladu po tych konstrukcjach, włazach wszystko co stalowe zapewne skończyło na skupie złomu). Różnią się szczegółami konstrukcyjnymi, grubością murów itd.
Ale wróćmy w czasy batalii Sowietów. Na pewno postrzelano sobie z bunkra przy Łowickiej. Obsłudze udało się uszkodzić jeden czołg. Ale nieprzeciętnie w boju wykazał się dopiero oficer stacjonujący w bunkrze za stacją PKP. Otóż Rosjanie zdobyli dworzec, a w magazynach przy nim stojących znajdował się sprzęt szpitalny i… cysterna po spirytusie. I nie była całkiem pusta, więc dzielni czołgiści rzucili się by skorzystać z okazji, spuszczając do niej kolegę i podając mu z braku innych naczyń nocniki z medycznego wyposażenia magazynów, racząc się potem bezpośrednio z nich swoim ulubionym napojem. Alkohol zagrzał ich do walki, więc kontynuowali szturm (zostawiając w ferworze swojego towarzysza w cysternie, który zasnął snem wiecznym od oparów), wyjeżdżając wprost na bunkier znajdujący się za dworcem. Niemiec zdjął 12 czołgów, a po tym wyczynie i wyczerpaniu amunicji, nie mając ochoty na konwersacje z pijakami strzelił sobie w łeb.
Cóż, walorów artystycznych, ani jak na razie zabytkowych bunkry nie mają, można wręcz powiedzieć, że szpecą krajobraz. Ale z historycznego punktu widzenia są bardzo interesujące, a tym bardziej jeszcze, że nie uszkodzone przez działania wojenne. Można by było je jakoś uatrakcyjnić, podnieść, przecież pasjonatów II wojny jest sporo. Oczami wyobraźni widzę trakt wycieczkowy, „Bunkry Sochaczewa”, wzbogacony wystrojem schronów w modele karabinów, zdjęcia... Marzenie ściętej głowy, nikt nie ma na to w tych czasach funduszy.


To "mój" Tobruk. Nie wiem czy to pozostałość wieżyczki strzelniczej, czy może wyjście ewakuacyjne.


Ten sam. Zalane wodą wejścia i stanowisko KMu


To z kolei schron dla działa przy Płockiej


Na górze Regelbau dla piechocińców na ulicy Kątowej. Poniżej Tobruk z dostawionym schronem dla piechoty przy Łowickiej. Z niego prawdopodbnie uszkodzono wspomniany radziecki czołg

Też przy Łowickiej.

A tego wypatrzyłem na czyjejś posesji jadąc do szpitala ul Gawłowską. Normalnie kupiłbym i zrobił sobie muzeum, gdyby było mnie na to stać.


Źródła:
Fortyfikacje Sochaczewa na Gościniec PTTK
Bunkry Hansa na E-Sochaczew
Nazewnictwo bunkrów z Panoramio

środa, 11 września 2013

Rokotów

2013-09-11
Przewidując dziś deszcz, złapaliśmy wczoraj ostatnie promienie słoneczka podczas krótkiej eskapady rowerowej. Ruszyliśmy sobie mianowicie fragmencikem ścieżki rowerowej w kierunku Boryszewa i Malesina, następnie skręciliśmy na Rokotów. Moje miasto ma to do siebie, że teoretycznie niewiele w nim do fotografowania. Ale z wycieczki przywiozłem parę ciekawych, moim zdaniem widoków. Na ulicy 15 sierpnia, tuż za liceum, do którego miałem zaszczyt uczęszczać, znajduje się niepozorny pałacyk z 1929 roku. Osobiście uważam, że jest jednym z ładniejszych budynków w mieście i pierwszym wzniesionym przez zasłużonego przed wojną budowniczego Tadeusza Kobka.
Jadąc dalej, tuż przed samą obwodnicą znajdujemy ruinę starego domu, obok coś błyszczy w krzewach. Skryta w octowcach stoi niezwykła kapliczka, na bardzo wysokim cokole. Odgarniam krzewy i czytam inskrypcję z datą… 1912 rok.
Stare domy, ruiny, przydrożne kapliczki… Bardzo nieraz efemeryczny element polskiego krajobrazu. Fotografuję je, gdyż nigdy nie wiadomo kiedy znikną bez śladu. W tym roku wybierając się na wycieczki, zauważyłem brak dwóch bardzo charakterystycznych budowli, stąd postanowiłem się pospieszyć ze swoją pasją.

Pałacyk wybudowany przez Kobka dla rodziny Rolińskich.
Roliński był komornikem.


Stara kapliczka w krzewach. Nie widać tu tego, ale wyciągniętą do góry ręką sięgnałbym najwyżej do inskrypcji.

Jedziemy dalej, gdy skręcamy z ruchliwej ulicy 15 sierpnia na Rokotów, robi się naprawdę przyjemnie. Cicho, słonecznie. Brzęczą bieżniki opon… Dojeżdżamy do zakrętu i tajemniczej bramy. Wygląda jak zapomniane wejście do tajemniczego ogrodu. Było to kiedyś główne wejście do dworku w Rokotowie. Pochodzi on z pierwszej ćwierci XIX wieku, kiedy to radca stanu Królestwa Polskiego Józef Netrebski postanowił się tu osiedlić. Po wojnie była tam przez jakiś czas szkoła, ale budynek zaczął popadać w ruinę i w końcu musiano ją przenieść w latach 70 gdzie indziej. W Internecie są zdjęcia budynku sprzed paru lat i wyglądało to niezbyt dobrze. Dziś budynek jest po remoncie i wygląda wspaniale, co możecie mniej więcej ocenić po zdjęciu.
Wracamy skręcając w jakąś boczną uliczkę i licząc że dojedziemy. I niespodzianka. Po naprawdę krótkiej jeździe przecinamy obwodnicę i wyjeżdżamy koło dworca kolejowego. Jakim cudem, tak szybko tu dotarliśmy nie mam pojęcia, kartografem nie będę…


Za tą malowniczą bramą znajduje się dwór


Dworek i połączona z nim galeryjką oficyna.

Na blogu mam zamiar zaprowadzić małą nowość. Obok pojawił się na pomarańczowo spis treści, dopiero jest w fazie konstrukcji, zaadoptowałem jakiś stary wpis i mam zamiar wszystko uporządkować. Kopanie po blogach jest męczące, a tak może ktoś się zainteresuje starszymi wpisami.
Mam problem z tożsamością swojego bloga. Wszystkie są jakieś ukierunkowane, mój jest w cały świat, Radek interesuje się wszystkim i niczym i o wszystkim i niczym chciałby pisać. Nie mam dostatecznie wiele samodyscypliny, by pisać kilka blogów, więc wszystko zostaje tu. Zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego wszystkie wpisy są interesujące. Ale to mój blog… od lat borykałem się z ginięciem moich tekstów, a tu nareszcie są wszystkie w jednym miejscu. Postanowiłem tez dzielić teksty, myślę że tworzenie elaboratu na jedno poczytanie nie jest wskazane, a mam ochotę podejść do pewnej książeczki bardzo analitycznie.

niedziela, 8 września 2013

Romantyczne parki Nieborowa i Arkadii

Po zwiedzaniu muzeum spacerowaliśmy po parku. Zaprojektował go Tylman z Gameren w XVII w i wtedy zapewne posadzono tam pierwszy w Polsce i do dziś rosnący platan. Zrobiliśmy sobie fotkę, drzewo jest ogromne i piękne.

Wiekowy platan.

Jest parę zabytkowych budynków gospodarczych, oranżeria, wozownia, budyneczki oficjalistów pałacowych. Ale ja cofnę się jeszcze do wejścia, bo przy wejściu stoi budyneczek manufaktury majoliki i mebli. Założył ją Michał Radziwiłł w roku 1881. Manufaktura skupiała najbardziej utalentowanych artystów, rzeźbiarzy i malarzy z okolicy. Wykonywała meble według projektu księcia i ceramikę metodą majolikową, dziś znajduje się tam muzeum, było zamknięte jak zwiedzaliśmy, więc jak ktoś ma ochotę sobie o nim poczytać, zapraszam tutaj.


Oranżeria


Budyneczek manufaktury majoliki.

Z samym parkiem, oprócz tego, że zapewne przechadzało się wiele zacnych i mniej zacnych osobistości z czasów dawnych, wiąże się wiele ciekawostek. Po wojnie Nałkowska starała się nie deptać ślimaków, Gałczyński pisał poezję, a Fronczewski biegał z przyklejoną brodą i piegami, bo tu kręcono „Akademię Pana Kleksa”. Nawet George Bush zaszczycił go swą obecnością.
Wspaniałe są labirynty z żywopłotów, jakbym był dzieckiem ganiałbym się w nich do upadłego.


Parę ujęć z ogrodu.

Najciekawszym i najbardziej tajemniczym elementem są tzw. Baby Nieborowskie. Są to kultowe rzeźby Połowców, przywiezione z jakichś dzikich ukraińskich uroczysk nie bardzo wiadomo przez kogo i kiedy. W 1850 już były w Nieborowie, prawdopodobnie sprowadziła je Helena Radziwiłowa, mając zamiar wtopić je w krajobraz parku. Mają około 1000 lat. Państwo Radziwiłłów znalazło sobie wkrótce inne zajęcie wyposażając Królikarnię pod Warszawą, Nieborów poszedł wtedy w odstawkę i baby leżały, bo leżały.
W głównej alei parku znajduje się poza tym antyczny sarkofag z czasów rzymskich i ciekawa kolumna grobowa z napisami arabskimi (gdzieś znalazłem informację, że znad morza Kaspijskiego, ale głowy nie daję).



Ciekawostki nieborowskiego parku, kolumna grobowa, "baba" i jeszcze jedna kolumna...


Ten sarkofag ma prawie 2000 lat.

Porozrzucane w zaroślach części antycznych grobowców, miały skłaniać do refleksji, zadumy nad przemijaniem, ale dopiero w położonej 5 kilometrów dalej Arkadii, stworzono wg pomysłu księżnej Heleny Radziwiłowej prawdziwy ogród romantyczny, z budowlami nawiązującymi do starożytności i gotyku, które już w momencie wznoszenia sprawiały wrażenie wiekowych i zrujnowanych. Spacerujący miał mieć wrażenie, że obcuje z przyrodą, zatem zieleń tak projektowano, by sprawiała wrażenie dzikiej, przenikającej relikty przeszłości, stąd różne fantazyjnie rozrzucone wśród niej kolumienki, rzeźby itp. Ogrody były modne, do XIX w, ale mody jak wiadomo się zmieniają, stąd ocalałe są raczej unikalnym przykładem architektury ogrodowej z dawnych wieków i zabytkiem klasy 0. Arkadia jest jedynym, który pozostał w praktycznie niezmienionych stanie.
Trafiamy po krótkim błądzeniu. Przy wejściu znajduje się mapa parkowych zabytków. Większość pozostałych atrakcji przypisuje się architektowi Szymonowi Bogumiłowi Zugowi, po nim kilka budowli, nawiązujących do antyku projektował Henryk Ittar, ale coś nie bardzo się one spodobały jednemu z właścicieli parku, Zygmuntowi Radziwiłłowi, bo wszystkie rozwalił.
Po parku biegają pary w strojach ślubnych z fotografami, miejsce jest wdzięcznym plenerem. My też, tuż po ślubie przyjechaliśmy tu z przyjaciółmi, każdy miał swój aparat i każdy robił nam zdjęcia. Kilka wyszło :).

Pierwsza Świątynia Diany jest właśnie okupowana przez jedną taką parę, więc idziemy dalej, do Akweduktu. Wzorowany na rzymskich wodociągach, pełnił funkcję mostu nad Łupią, rzeczką przylegającą do parku. W 1864 został całkowicie rozebrany, a to co widzimy dziś to tylko jego rekonstrukcja z 1951 roku.

Akwedukt.

Za to Przybytek Arcykapłana, to już pięknie zachowana budowla. W ściany wmurowano fragmenty ozdobników (herm, maszkaronów, rzeźb antycznych) nieistniejących już budowli, głównie gotyckich i tylko dzięki temu te detale przetrwały do dzisiaj. XVIII wieczny Budyneczek ma taras widokowy, krytą zagrodę i dziedziniec. W podobnej stylistyce utrzymany jest Dom Murgrabiego, z wieżyczką, przytulony do kamiennego łuku wybudowanego w 1784 (budyneczek wybudowano 11 lat później). W jego pobliżu stoi Domek Gotycki z arkadową galeryjką, zbudowany nad sztucznie stworzoną skalną jaskinią zwaną Grotą Sybilli. W Domku Gotyckim Helena Radziwiłłowa utworzyła tzw. „mieszkanie rycerza”, ku czci syna Gedeona, który walczył w przeciwieństwie do tatusia o wolną Polskę.


Musiałbym zamieścić co najmniej kilka zdjęć z każdej strony tego osobliwego budynku, by oddać jego unikalne piękno.


Detale wbudowanych ozdobników. Część pochodzi z przebudowywanej wtedy kaplicy św. Wiktorii w kolegiacie Łowickiej.


To też Przybytek Arcykapłana i płaskorzeźba Himera Gioacchino Staggiego.


Zdjęcie platformy widokowej Przybytku i Dom Murgrabiego.


Malowniczy łuk przy Domku Murgrabiego.


A to już Domek Gotycki, górójący nad Grotą Sybilli.

Po cyrku wzorowanym na Rzymskim torze do gonitw rydwanów zostały dwa obeliski wyznaczające mety i obelisk centralny poświęcony cesarzowi Aleksandrowi I, który dostarczył Helenie marmuru i granitu na budowę. Podobny los spotkał Grobowiec Złudzeń na Wyspie Topolowej, dedykowany trzem zmarłym córkom księżnej. Pamiętacie jak mówiłem o św. Cecylii w Nieborowskiej kapliczce w Białej Sali? Pochodzi właśnie stąd. Ale zachował się rysunek z 1795 roku i większość elementów, więc będzie zrekonstruowany.


Pozostałości po Cyrku


Grobowiec Złudzeń. Figura Św, Cecylii znajduje się w Nieborowie, reszta niszczeje w Arkadii.


Tak wyglądał kiedyś.

Korzystamy z okazji że nowożeńcy przestali oblegać Świątynię Diany. Jest niestety też już zamknięta, a szkoda bo w środku można obejrzeć kilka ciekawych rzeźb antycznych. Na tympanonie napis: „Dove pace trovai d’ogni mia guerra” („Tutaj znalazłem spokój po każdej mojej walce”). Robimy kilka zdjęć i wracamy do wyjścia drugą stroną stawu, przechodząc koło akweduktu. Krajobraz został przemodelowany tak, żeby można było przejść obok niego suchą stopą. Z drugiej strony stawu wspaniały widok na świątynię odbijającą się w wodzie pośród soczystej zieleni drzew. Miejsce widokowe, w którym byliśmy zwie się Bramą Czasu.


Świątynia Diany i pilnujący jej Sfinsks.

Nastrojeni sentymentalnie i wspomnieniowo, wracamy do domu.

Piękno Nieborowa

Poniedziałkowe popołudnie to wypad do Nieborowa i Arkadii. W poniedziałki można zupełnie za darmo hasać po całym zespole pałacowo dworkowym, a w naszym wypadku to prawie stówa w kieszeni. Jak tylko wracam z pracy, jedziemy tam z moją Mamą.
Pałac w Nieborowie, należał niegdyś do rodu Nieborowskich herbu Prawda. 1694 Odkupił go kardynał Stefan Radziejowski i przebudował niestety renesansowy dwór na modny wtedy barok. Nie będę zanudzał tu kolejnymi roszadami właścicieli Nieborowa, w sieci jest pełno stron opowiadających o jego historii, nazwiska Towiańscy, Lubomirscy, Lachoccy, Ogińscy przewijają się jak w kalejdoskopie, by zatrzymać się na dłużej na Radziwiłłach, w roku 1774. Czasy Hieronima Radziwiłła to złote czasy dla pałacyku. Był dobrym gospodarzem, a ponadto kolekcjonerem dzieł sztuki, tworzy księgozbiór, a jego małżonka Helena zakłada romantyczny ogród w Arkadii. Jeżeli wydaje się wam jednak po tym opisie, że był porządnym człowiekiem, to niestety wyprowadzę was z błędu. Hieronim Michał Radziwiłł był pierwszym sygnatariuszem aktu rozbiorowego w 1773 roku, a za judaszowe srebrniki, które dostał za to od Rosji kupił sobie właśnie Nieborów. Po jego śmierci w 1833 rodzina a jakże, kłóci się o spadek, Nieborów zaś trafia w ręce jego syna, Gedeona (generała i naczelnego wodza Powstania Listopadowego), czyli w sumie nie tak jeszcze źle, bo dopiero syn jego, birbant i hulaka wyprzedaje kolekcję dziada, sprzedaje diabli wiedzą komu Arkadię i tylko zapewne przez nieuwagę przekazuje pałacyk swojemu siostrzeńcowi Piotrowi, przed wyjazdem do Francji. Piotr dzielnie bierze się za reaktywację rodowych pieleszy, co mu się udaje nawet, lecz umiera bezpotomnie, a pałac zostaje sprzedany przez wdowę po nim kuzynowi Januszowi Radziwiłłowi. Janusz jest przeciwieństwem swojego przodka imiennika znanego z Potopu, czyli krótko mówiąc jest patriotą. W latach 20 XX wieku przebudowuję pałacyk. Natomiast podczas wojny cała rodzina Radziwiłłów, Janusz, jego syn Edmund wraz z małżonką działa w konspiracji. Po wojnie państwo przejęło majątek i utworzyło w nim muzeum, natomiast ostatni właściciele zamieszkali w Warszawie.





A teraz oprowadzę was po pałacyku, powiem szczerze, że wnętrza zwalają z nóg przepychem i nagromadzeniem pięknych dzieł sztuki. Byłem tam dawno, dawno temu, jeszcze w podstawówce.
Do pałacu wchodzimy przez westybul do tak zwanego Korytarza Rzymskiego. Na ścianach figury antyczne, należące do kolekcji Heleny Radziwiłłowej. Szeroka sień to najstarsza cześć pałacu, pochodzi z XVI w. z pierwszego dworu, na zrębach którego powstał obecny.


Kolekcja antycznych rzeźb Heleny Radziwiłłowej.

Tu wzrok przykuwa antyczne popiersie. Głowa Niobe, dar Carycy Katarzyny dla Heleny Radziwiłłówny, przeleżał okupację niemiecką ukryty pod koksem. Tak zachwyciła Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, że napisał dla niej poemat "Niobe". Wchodzimy na główną klatkę schodową i na I piętro. Klatka schodowa robi niesamowite wrażenie, od dołu do góry wyłożona jest błękitnymi ręcznie malowanymi kafelkami z manufaktury holenderskiej w Harlingen z XVIII. Jest ich 10 tysięcy i ani jeden wzór się nie powtarza. Wchodząc po schodach natykam się na portret króla Stasia i niezbyt mi się ten widok podoba, mimo niezaprzeczalnego kunsztu mistrza Baciarellego, bo niestety nie kojarzy mi się on tak jak większości z czwartkowymi obiadkami i konstytucją, ale z "woszczennają kukłą", kryptonimem agenta carskiego, którym był Poniatowski.


Klatka schodowa wyłożona płytkami, figurki kupidynów i portret Poniatowskiego.


Każdy z kafelków ma inny wzór. Niestety nie wyszło mi zdjęcie nagiej panny kąpiącej się w stawie. :(











Wchodzimy do Sali Białej, która kiedyś pełniła funkcję Sali balowej. Wystrój nawiązuje do antyku, z sufitu zwieszają się kryształowe żyrandole, z manufaktury Radziwiłłów na Urzeczu. Zapamiętajcie, że we wnęce znajduje się marmurowa rzeźba św. Cecylii.
Następny w kolejności Gabinet Żółty, jedno z ciekawszych pomieszczeń w pałacu. Małas spogląda na dwie liry stojące na biureczku i pyta się, czy jest to instrument dwuosobowy. W pokoju znajduje się jeszcze jeden ciekawy instrumencik. Harmonijka szklana. W drewnianej skrzyni znajduje się rząd szklanych kloszy, które wprowadzane w ruch za pomocą pedału zaczynają wibrować. Gra się dotykając wibrujących kloszy wilgotnym opuszkiem palca. Podobno w Europie oprócz tej nieborowskiej są jeszcze trzy kompletne egzemplarze tego instrumentu. Z ciekawostek zdradzę, że ostateczną postać harmonijki zaprojektował Benjamin Franklin. Ze względu na osobliwy dźwięk instrumentu natomiast, narodził się u niektórych pogląd, że może on wywoływać upośledzenie, albo nawet poronienia u kobiet.


Szklana Harmonijka


Żółty Gabinet


"Ruiny Rzymskie" i piękna harfa


Bardzo spodobał mi się wiszący tu obraz Giovanniego Pannini „Ruiny Rzymskie”.

Kolejne pomieszczenie to tzw. Sypialnia Wojewody, wiszą tam portrety rodzinne Radziwiłłów, w tym piękny obrazek Anieli Radziwiłłówny.
W jednej z wież znajduje się Gabinet Zielony z pięknym gdańskim piecem rokokowym. W kredensie wystawiona jest Nieborowska ceramika.
Teraz musimy się cofnąć z powrotem, będziemy zwiedzać drugie skrzydło pałacu. Przechodzimy przez bibliotekę, która w zamierzeniu miała być galerią obrazów. W mahoniowych szafach znajduje się księgozbiór woluminów z całej Europy. Jednym z cenniejszych jest Statut Łaskiego z 1506 roku, skąd znamy tekst „Bogurodzicy”. Wiszą tu także portrety władców europejskich. Uwagę zwracają dwa ogromne globusy, wykonane przez geografa Vincenzo Coronelliego w XVII w.


Biblioteka


Wielkie globusy


Portret Anny Orzelskiej


I tak, przez mała jadalnię wchodzimy do najbardziej przepysznego pokoju w pałacu, utrzymanego w duchu najbardziej wystawnego rokokowego stylu późnego baroku, Salonu Czerwonego, który jest zdominowany przez piękną kobietę, Annę Orzelską, dość ciekawą osobistość, nie stroniącą od romansów, trunków i tytoniu. Nieślubna córuś Augusta II Mocnego została później jego kochanicą, choć oboje nie byli świadomi więzów rodzinnych. Wg niektórych historyków, objawienie wcale nie przerwało kazirodczego związku, ale dowodów na to brak i nie mam zamiaru wnikać. Uwiecznił ją na płótnie Antoine Pesne, około roku 1730.
Sam pokój wyłożony jest czerwonym jedwabiem w białe kwiaty. Ozdobione misternymi obramowaniami wielkie lustra zdobią ściany, a mebelki także obite są tym samym czerwonym jedwabiem w kwietne wzory co ściany.


Piękne ozdoby ścienne.

Kolejne pomieszczenie to Sypialnia Księstwa, przylega do niego symetrycznie położony w stosunku do Zielonego Gabinetu Buduar. Tu znajduje się portret Aleksandry ze Steckich Radziwiłłowej. Ciekawa kolekcja figurek, Kartezjuszowi towarzyszą poeta Fenelon i kaclerz Aupitala. W buduarze przykuwa wzrok piękny porcelanowy świecznik wiszący z Miśni.




Ostatnim p
okoikiem jest Gabinet Biblioteczny. Patrzę na obraz bardzo lubianej przeze mnie postaci, krotofilnego mistrza bujdy, Karola „Panie Kochanku” Radziwiłła. Na powiedzonka i wybryki tego budzącego do dziś kontrowersje szlachcica, warto by przeznaczyć oddzielną notkę. Uwielbiany był przez drobną szlachtę, bo się nie wywyższał, pomimo, że był najpotężniejszym i najbogatszym magnatem rzeczpospolitej, przez chłopstwo, bo potrafił wydać sprawiedliwy wyrok, nawet jeśli sprawa była przeciwko szlachcicowi. Niespotykanym było np. przyjęcie wyzwania na pojedynek przez prostego szlachcica, którego znieważył. No i przykład jednej z jego bajeczek, dotyczącej polowań na niedźwiedzie. Otóż „Panie Kochanku” kazał dyszle od wozu nasmarować miodem, a niedźwiedzie same się na nie nadziały zlizując miód. W oko wpada tu jeszcze piękna waza z miśnieńskiej porcelany, kanapa z haftowaną prześlicznie kapą, przedstawiającą Perseusza i Andromedę.


Kanapa z haftem.


Waza i Świecznik z Miśni. Poniżej stolik karciany

Wychodząc zerkam jeszcze na roznegliżowaną damę, patrzącą rozmarzonym wzrokiem z obrazu…

Obraz Franciszka Xawerego Lampiego

O dalszej wycieczce napiszę jutro.


Sale pałacu: Sala Biała, Sypialnia Wojewody, Gabinet Zielony i Mała Jadalnia.


Gabinet Żółty, Sypialnia Księstwa, Salon Czerwony i Buduar.