niedziela, 28 lipca 2013

III Piknik Historyczny

Poszliśmy po spacerze nad rzekę, zastanawiałem się dlaczego właśnie tam odbywa się cała impreza, ale wszystko wyjaśniło się na miejscu. Odbywały się pokazy jeździeckie z elementami woltyżerki i trzeba było trochę miejsca na rozbieg. Dwóch kaskaderów z Polskiej Rewii Konnej prezentowało sztukę jeździecką dawnych Sarmatów.
 



Ominąłem prezentacje, ten Pan w białej koszuli, co kojarzył mi się z Bohunem to chyba Damian Dębski, lider Polskiej Rewii Konnej, szermierz, treser i jak widać niesamowity jeździec.

Po nich znowu pokaz walk rycerskich w wykonaniu wojów Xiestwa Draconii Czarnej. Towarzyszył im Klub Historyczny Nerd, prezentując sztukę zielarską minionych epok, ekwipunek rycerski, strzelanie z łuku do celu i co najważniejsze dając możliwość stoczenia walki przez małych wojów. Mój syn to (nie chwaląc się) przywdział hełm, dobył tarczy i miecza i wstąpił w szranki z rudowłosym wojownikiem. I zwyciężył! :)


Byli rycerze, ale były też i białogłowy. Ani chybi zielarki. :)


I Akcja!


Małas walczy.

Na imprezie pojawił się także sokolnik, prezentując ptactwo drapieżne. Szczerze mówiąc, ptaki były piękne, ale bardziej chyba ich miejsce widzę wysoko w obłokach, a nie uziemione i przywiązane sznurkami. Wyjątek stanowiła potężna „kruczyca”, Kaśka, która obłaskawiona była na tyle, że z pobliskiego drzewa na które się schroniła przed upałem, dała się przywołać wprost do ręki właściciela.


Widok uwięzionego Orła Przedniego trochę mnie zasmucił.


Puchacz za to wyglądał wspaniale, nawet uziemiony.


Kacha za to wyglądała na zadowoloną. Sama leciała do ręki swojego pana.


Sokół przespał całą imprezę w niezmiennej pozycji.
 
Dziś ciąg dalszy upałów. Na szczęście kolega zaprosił nas na działkę, kupił sobie basen. Chlupaliśmy się tam wszyscy, znaczy nasza trójka, On i Jego 10 letni syn, przeczekując wysoką temperaturę. Wylazłem z basenu, obeschłem i z kumplem zdecydowaliśmy się zagrać w badmintona. Ha, nie grałem chyba ponad 20 lat, ale frajdę miałem niesamowitą. Po wszystkim byłem tak mokry, jakbym wyszedł właśnie z wody. Lało się ze mnie.
Podobno już nadciąga kres upałów. Może to i dobrze.

wtorek, 2 lipca 2013

Kolejny dzień, kolejna wycieczka. Nasze podróże zazębiają się tematycznie w dziwny sposób, gdybym nie grzebał za materiałami do zdjęć i wypadu, o którym napiszę niebawem, jak tylko znajdę do niego osnowę historyczną, nie odnalazłbym śladów pewnej smutnej historii z początku wojny i nie trafił w pewne miejsca…
Ale do rzeczy. Dziś wpadłem na pomysł zwiedzenia miejsc, w których często bywałem z moim dziadkiem. Poprosiłem Kotoja, by zabrał Małasa i podjechał autobusem do miejscowości, gdzie pracuję, a stamtąd mieliśmy przejść się trasą do pobliskiego Kozłowa Biskupiego. W Kozłowie znajduje się restaurowany w latach 20 średniowieczny kościół z XV w. Na pobliskim cmentarzu leżą moi pradziadkowie, stryjowie od strony matki i dziadek od strony ojca. Wstyd powiedzieć, nie byłem tam całe lata.
Ale zacznijmy od początku wyprawy. Idąc w stronę Kozłowa ulicą Inżynierską, skręcamy w małą uliczkę Sobieskiego. Znajduje się tam pomnik 50 rozstrzelanych przez Wehrmacht żołnierzy, członków Bydgoskiego Batalionu Obrony Narodowej.


W tym miejscu dokonano egezekucji

Tragedia rozegrała się 22 września 1939 roku. Batalion poniósł poważne straty podczas bitwy nad Bzurą, został rozbity w rejonie Iłowa , gdzie 200 żołnierzy wzięto do niewoli i przewieziono do obozu jenieckiego w Żyrardowie. W wojsku polskim znalazł się volksdeutsch, który przekonał niemieckie dowództwo, że Batalion Bydgoski brał udział w wydarzeniach tzw. „Bydgoskiej Krwawej Niedzieli” . Zajście miało miejsce w dniach 3-4 września 1939 i było sprowokowane przez niemieckich dywersantów, ostrzeliwujących z budynków wojsko polskie. Podczas akcji odwetowej nastąpił chaos, do akcji włączyła się spontanicznie ludność miasta, zginęli niewinni ludzi, zarówno Niemcy i Polacy. Propaganda niemiecka skrupulatnie sprawę wykorzystała i nagłośniła.
Niemcy, rozpowszechniając fałszywą pogłoskę o zwolnieniu jeńców z Pomorza , wyłowili prawie wszystkich żołnierzy Bydgoskiego Batalionu. Całą grupę przewieziono do Boryszewskiego domu kultury, gdzie odbył się z góry przesądzony sąd. Niemcy byli ”wspaniałomyślni”, z wyłonili tylko 50 osób, którym ogłoszono wyrok śmierci. Wg źródeł w Internecie wywieziono je do pobliskiej cegielni, gdzie zostały rozstrzelane nad uprzednio przygotowanym grobem. Tak naprawdę było to raczej trochę dalej, na gliniankach skąd wybierano glinę do cegielni. I tam właśnie dziś byliśmy…
Idziemy dalej, do Kozłowa. Mijamy ostatni przystanek autobusowy. W pamięci pojawia się obraz małego chłopca idącego z dziadkiem tą samą szosą, w tym samym kierunku. Na grób pradziadków. Pole tak samo pachnie, jest tak samo żółte… Potem do lasu, na spacer, na grzyby, piaszczystą drogą spłukaną przez deszcz… Patrzę na rozległą płaską dolinę, gdzie leży cmentarz. Domów trochę więcej, poza tym… tak samo.
Ale oto kolejny cel naszej wycieczki, średniowieczny kościół. Tutaj ongiś, w roku 1410 zatrzymał się z wojskami Jagiełło. Tutaj przybył goniec, by powiadomić go o miejscu stacjonowania wojsk litewsko-ruskich nad Narwią, co stało się sygnałem do przeprawy przez Wisłę i pochodzie na Grunwald. Wtedy jednak kościół był drewniany, swoją obecną postać murowaną zyskał w roku 1443. Wnętrze zostało zniszczone podczas potopu szwedzkiego, po pokoju Oliwskim w 1661 zostało odnowione. Ale kościół marniał aż do roku 1894, kiedy wnętrze z czarnego dębu wykonał ówczesny proboszcz, Aleksander Kobyliński. Nie na długo, w 1914 podczas I Wojny Światowej znalazł się na linii frontu i spłonął do gołych murów. Odbudowany został ponownie w roku 1923. Ale niewiele czasu mija do następnej wojny i pociski artyleryjskie niszczą dach, w perzynę obracają organy. W 45 ponownie zostaje odbudowany. Szczegółów następnych przebudów już nie będę wymieniał, wspomnę tylko fakt przekazany mi przez dziadka, że w odbudowie dachu brał udział mój pradziadek wraz z synami, nie bardzo tylko wiem, czy chodzi o rok 23, czy 45, podejrzewam że 45, bo w roku 23 jego synowie byli jeszcze dziećmi.




Nałjadniejsze zdjęcie kościoła zrobiła Kotojka





Idziemy na cmentarz… Nostalgia uderza we mnie ze zdwojoną mocą… Grób wygląda tak samo. Ta sama ławeczka. Tylko kasztan rosnący za blisko muru został wykarczowany. Na grobie wyryty wizerunek mojego stryja, młodszego brata dziadka. Taki jak go zapamiętałem, może trochę młodszy, masywny człowiek z wąskim wąsem, o wibrującym, ale łagodnym głosie, który przyjeżdżając z wizytą zawsze przywoził mi wielkiego słodkiego rogala. Obrazy z przeszłości wracają jak stop klatki, powinienem iść teraz do lasu piaszczystą drogą zmytą przez wodę…
Znów wrócę do żołnierzy z Bydgoskiego Batalionu. Bo tu, na tym cmentarzu zakończyła się ich droga, w zbiorowej mogile, w której spoczęli w roku 1940, dzięki staraniom PCK.


Mogiła Żołnierzy Bydgoskiego Batalionu na cmentarzu w Kozłowie

Ale mam do odwiedzenia jeszcze jeden grób. Dziadka. Jest on na nowym cmentarzu, położonym nieco dalej. Szukam długo pomiędzy grobami. Byłem na pogrzebie jako dziecko i raz jeden później. Tak się złożyło, moja wina. Znajduję z trudem, na tablicy nieczytelne prawie nazwisko, data zupełnie zatarta. Dziadek, który mi rysował fantastyczne rysunki, Indian, helikoptery w futurystycznych miastach… Zbliża się godzina 15, wracamy, Małas zmęczony marszem. Chcę jeszcze wejść na most na Bzurze. Podziwiamy piękno rzeki, Małasowi podoba się, bo za każdym razem jak przejeżdża samochód, most buja się i trzęsie, aż deski w nim latają.


Widok rzeki z mostu, drewniane deski i pole, które tak mi się wbiło w pamięć.

To ostatni etap wycieczki, wracamy już na autobus. Muszę przyznać, że dzisiejsza wyjątkowo poruszyła pewne struny w mojej pamięci, wracam zamyślając się co jakiś czas… Docieramy na przystanek, dzwonię do domu, okazuje się, że koleżanka zaprasza nas na ognisko. Powoli wracam do teraźniejszości…

poniedziałek, 1 lipca 2013

Krótki rzut oka na miasto

Początki miejscowości zwanej Sochaczewem sięgają zamierzchłej przeszłości. Mówi się o XII wieku. Niestety, niewiele z tamtych czasów dotrwało do dni dzisiejszych. Wojny przetoczyły się przez miasto jak huragan, niszcząc jego szacowny stary wygląd. Dziś miasto nie należy do najpiękniejszych, ale ze starych fotografii i detali, można jeszcze ułożyć mozaikę miasta urokliwego i z charakterem, pełnego ciekawostek i zagadek
Okolice kryją jeszcze tajemnice dawnych czasów, o których nie każdy wie. Celem niniejszej strony będzie przybliżenie tego starego Sochaczewa i tego nowego, który często zmienia swoje oblicze. Ciekawych miejsc i zdarzeń. Historii, o której warto pamiętać. Będę podróżował także poza granice miasta, po okolicznych wioskach i miasteczkach.
Mam na imię Radek, dzieje mojej rodziny są od stulecia ściśle związane z miastem. Moją pasją jest historia, pomyślałem więc, czemu nie zająć się historią mojego miasta? Zapraszam na spacer.

Herb Sochaczewa