poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Kolejne spotknie z historią i Zawiszą nad Bzurą

Imprezę Zawisza Czarny nad Bzurą, czyli IV Sochaczewskie spotkania z historią, odbyły się w ten weekend i zaliczyliśmy je tylko częściowo. Czasu nie stało na uczestnictwo we wszystkich przewidzianych na ten rok atrakcjach, a poza tym kiepskie warunki atmosferyczne także zniechęciły ludność do udziału w rycerskich zabawach. Było chłodnawo i co chwila padało, nawet dość rzęsiście, toteż nie wszystko poszło zgodnie z programem. Ale cóż, pierwszego dnia ominęły nas wprawdzie pokazy walk, upadek z konia Zawiszy (podobno aż gleba podzamcza się zatrzęsła, gdy rycerz w zbroi runął ze swojego rumaka, na szczęście nic poważnego się nie stało), ale i tak trafiliśmy wieczorem na ciekawe widowisko.
Mowa o Balu Diabłów z udziałem grup muzycznych z Sochaczewa - Lombelico del Mondo, z Hiszpanii - Tabalers de Diables de Sant Cugat del Valles i Stowarzyszenia Wspierania Młodzieży "Czart" z Częstochowy. Czarty z Częstochowy, a to dobre...
Bal des Diables nie jest jakimś diabolicznym obrzędem, jak można by przypuszczać, tylko elementem obchodów świąt Bożego Ciała w dawnej Hiszpanii (a w szczególności Katalonii), polegający na pochodzie roztańczonych diabłów przez uliczki miasteczka bądź wioski, urozmaiconym krotochwilnymi pogadankami i śpiewkami. Bardzo popularny i dziś, odbywa się na dużą skalę np. w Barcelonie. Częścią tej zabawy także jest "Correfoc", czyli Biegnący Ogień, związany z płomiennymi tańcami i sztucznymi ogniami.
Jakoż diabły harcowały z pochodniami i fajerwerkami na wysokich uchwytach przy wtórze bębnów, a ich pochód w oparach siarki udał się na górę zamkową. Tam, wokół rozpalonego na dziedzińcu ogniska odbył się finałowy bal. Było dużo hałasu, dużo dymu i artystom naprawdę udało się wytworzyć niesamowitą atmosferę. No i chyba w Sochaczewie takowe widowisko odbyło się po raz pierwszy.










W tym roku nie byłem świadkiem żadnych walk rycerskich. Niestety inne zajęcia nie pozwoliły mi poświęcić czasu na całość imprezy, część zapowiedzianych w programie atrakcji nie odbyła się ze względu na aurę, jedyna część rozrywkowa w której udało się nam wziąć udział, to tzw. zabawy plebejskie - przeciąganie liny i rzucanie stalowymi obręczami na wbity w ziemię kołek. Garnęła się do nich ochoczo dziatwa, a każdy basałyk nagrodzony został drobnym upominkiem.






Na samym wzgórzu zamkowych postawiono zaś kilka namiotów, w których promowano szeroko rozumianą sztukę, co było okazją prezentacji swoich dokonań dla domorosłych twórców rzeczy odbiegających od sztuk powszednich - rzemieślniczych i kulinarnych, (choć kiełbasek i smalczyku też można było zakosztować, a jakże). To w ramach projektu Okno Sztuki, którego pomysłodawcą jest lokalny artysta Marcin Hugo-Bader.




Już w drugiej imprezie historycznej przeszkadza deszcz. Na szczęście tym razem nie pokrzyżował planów tak drastycznie jak poprzednim razem.