środa, 25 czerwca 2014

Plac Armii Ludowej

Gdy chodzimy ulicami miasta, lub mijamy najbliższe okolice swojego domu nie zastanawiamy się na ogół nad przeszłością. Zmiany jakie zachodzą docierają do nas w postaci chwilowych bodźców, olśnień, że przecież tu stał jakiś dom, albo był jakiś sklep. Idąc ulicą Wąską dalej, dochodzimy do niewielkiego skrawka zieleni. Ja widuję go od lat, wyglądając przez okno. Ot, skwer przed domem, zwyczajny całkiem na pierwszy rzut oka, jak wszystkie niemal małomiasteczkowe placyki, czy parki. Czy gdyby była możliwość cofnięcia się wstecz, żeby zaobserwować jednym ciągiem wydarzenia i zmiany tego miejsca byłoby nadal tak zwyczajne? Dziś na placu Armii Ludowej (nazwa ma się zmienić) rosną drzewa, na przedwojennym placu POW (Polskiej Organizacji Wojskowej, tajnej organizacji stworzonej przez Józefa Piłsudskiego do walki z rosyjskim zaborcą) ich nie było. Na wybrukowanym i łysym placu odbywały się różne uroczystości i defilady, a przede wszystkim targi.

Jakieś przemówienie na placu (1)

Podczas wojny… miejsce było świadkiem tragedii. Koniec sierpnia 1942 roku. Ktoś podpala stogi kontyngentowego zboża, co dla okupanta staje się pretekstem do wywarcia represji i terroru na lokalnej społeczności. Znajduje się winny zbrodni, młody chłopak, podobno prosty i niezbyt bystry 21 letni Józef Ciesielski, idealny kozioł ofiarny. Zbiera się sąd, a wyrok zdaje się być jeden, bo na placu jeszcze przed jego ogłoszeniem powstaje drewniana konstrukcja… szubienica. Oskarża wicestarosta Vorbihler. Wyrok zapada, a Niemiec osobiście dogląda egzekucji, na którą „ku przestrodze” spędzona zostaje okoliczna ludność. Nikt nie chciał być świadkiem ponurego widowiska, Niemcom udało się zmusić do oglądania przypadkowych przechodniów. Skazaniec nie chce umierać, dwukrotnie uwalnia ręce i łapie za sznur. Zniecierpliwiony Vorbihler wyjmuje z kabury pistolet i osobiście kończy jego żywot, nieświadomy, że tym strzałem przypieczętował też własny los… Wszystko z okna przyległej kamienicy dokumentuje na zdjęciach działacz AK, Zygmunt Górko, ps. "Wiesław".
Budowa szubienicy (2)
Wstrząsająca scena egzekucji.
Vorbihler zaznaczony strzałką (3)


Po wojnie plac przemianowano na jedyną słuszną Armię Ludową. Za czasów dzieciństwa mojej mamy zasadzono drzewka. Za mojego dzieciństwa drzewa były już duże, pamiętam fontannę i porozstawiane metalowe „muchomorki”, nie wiem jednak czemu miały służyć.

Moja Mama wraz ze starszą siostrą (4)

To samo miejsce dzisiaj (5)
 
Za czasów mojego dzieciństwa w parku była fontanna. (6)
Dziś kwiatki (7)
 


Z biegiem lat park stawał się coraz bardziej zaniedbany i coraz chętniej okupowany przez miłośników „turboptysiów”. Było i straszno i zabawno z naciskiem na to pierwsze. Pijackie rozmowy i ścielenie się pokotem na trawnikach upojonych bywalców parku to niemal codzienność. Ze śmieszniejszych wydarzeń pamiętam kilkunastominutową rozmowę zamroczonego delikwenta z... własnym swetrem przewieszonym przez poręcz ławki.

Taki widok miałem z okna jeszcze w latach 90. (8)
 
A taki mam dziś (9)
Wszystko się zmienia. Na zdjęciach powyżej widać jak rozrastało się wszystko wokół, dobudowano skrzydło banku, urósł budynek hal.
Jakieś tam prace mające na celu renowacje miejsca podejmowano kilkakrotnie na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Wycinano drzewka, sadzono drzewka, zmieniano układ alejek, dostawiano latarnie, tłuczono latarnie itd., itd. Policja od czasu do czasu podejmowała też nieśmiałe próby wygonienia stąd pijaczków. Poważna zmiana nastąpiła w zeszłym roku, znów zmieniono wystrój parku. Moim skromnym zdaniem przekombinowano mocno sprawę, ale zależy co kto lubi. Ławki wyglądają co najmniej dziwnie, stalowe klatki z zamkniętymi w środku kamieniami… Nie wiem czemu zdecydowano się na taki drogi i o wątpliwych walorach estetycznych design. Ukwiecono też trawniki, ale tu też forma przerosła treść, naćkane blisko obok siebie rośliny żółkną i marnieją... Po środku miał stanąć pomnik, ale ten projekt chyba na razie zawieszono, bo teraz zrobiono klomb.

Ostatnie zdjęcie przed renowacji parku (10)

I dzisiaj (11)

Jak plac będzie wyglądał za lat kilka?

1 Ze zbiorów własnych
2,3 - Zbiory MZS, wykorzystane w książce "Ukryci Świadkowie"
4 Ze zbiorów własnych
5 Foto własne
6 Pocztówka wydana przez MZS ze zbiorów Tomasza Karolaka
7-10 Foto własne

piątek, 20 czerwca 2014

Boże Ciało, procesja wraca na ul. Reymonta

Pomimo, że wierzę w istnienie Boga, nie jestem jakimś zagorzałym katolikiem, obrzędy religijne uważam jednak za część naszej tradycji i tożsamości narodowej. Do takich należy zawsze procesja w dzień Bożego Ciała, zwyczaj wprowadzony gdzieś w XIV w, który przywędrował z Francji. W zeszłym roku wzięliśmy w niej udział całą rodziną, w tym roku jakoś zdezorganizowani byliśmy zupełnie i nie poszliśmy.
Rano natomiast obudziły mnie hałasy i głosy pod oknem, ich pochodzenie odkryłem dopiero wychodząc z psem. Otóż na rogu ulicy stanął skromny ołtarzyk. Tym samym powróciła stara trasa przejścia procesji, bo od kilkunastu lat ołtarza przy naszej ulicy nie było. A stawiano go nawet przed wojną. Gdy byłem mały, czynny udział w budowie ołtarza brała moja Babcia, przy czym nie był to jedynie podeścik, otoczony kilkoma wyciętymi drzewkami brzozowymi, ale pokażnych rozmiarów konstrukcja, zwieńczona kwiatami i drzewkami. Wtedy też nie był na rogu, lecz przy zachodnim skrzydle budynku, po przeciwnej stronie. Stała tam teraz już nie istniejąca chałupka kryta papą. Bywał także budowany po przeciwnej stronie na rogu "Domu Okrasy" Kilkanaście lat temu ołtarz przeniesiono i naszą ulicą procesja nie chodziła
W ogóle roku pewnego ołtarz omal nie powstał przez właśnie owe gałęzie... Było to w latach 50, kiedy niechętnie patrzono na wszelkie objawy pobożności. Babcia pracowała wtedy w spółdzielni. Jakoś nie było pomysłu skąd wziąć zieleń do ustrojenia ołtarza. Nie wiem, kto i dlaczego wskazał zarośnięty park przy pałacyku we wsi Rybno. Dość, że Babcia wybrała się tam samochodem ciężarowym wraz z kierowcą. Na zrywaniu gałęzi przyłapała ich milicja i zgarnęła na posterunek pod zarzutem niszczenia przyrody, mienia państwowego, czy nie wiadomo czego tam jeszcze. Samochód z gałęziami stał przy posterunku, a ludzie ciekawi skąd i po co... Jak się dowiedzieli, że to na ołtarz, zaczęli sarkać na funkcjonariuszy. Tłumek ponoć zrobił się niemały i dezaprobatę wobec działań władzy na głos wyrażał. Milicjanci, zapewne miejscowe chłopaki woleli machnąć ręką na całe wydarzenie... Najbardziej ulżyło partyjnemu kierowcy, któremu incydent mógł zaszkodzić w dalszej karierze...
Cóż, obecnie ołtarze można budować ile się chce i nikt nikogo za to nie ściga. Mnie jednak zawsze odrzucało, że jak tylko przebrzmiewają słowa księdza przy ołtarzu, tłum rzuca się i rozdziera go na strzępy. Podobno gałązki z ołtarza mają przynieść szczęście. Zwyczaj zapewne pogański, w sumie nic złego bo przecież i tak ołtarz trzeba zdemontować a gałęzie wyrzucić, ale jakoś i tak mnie to razi.

Skromny ołtarzyk na rogu Reymonta i 1 maja
Procesja z okna
Ależ narodu!

Idąc