niedziela, 13 lipca 2014

Puszcza Kampinoska - Granica Narty Józefów

Żeby zjechać opisaną w tej i następnej notce trasę, trzeba przejechać około 60 kilometrów, część puszczańskimi szlakami.  Wypuściłem się z kolegą Rafałem docelowo na Granicę, co samo w sobie stanowi dystans 19 kilometrów, ale potem ruszyliśmy w wąskie i kręte ścieżki Kampinoskiego Parku Narodowego. Jeżeli ktoś myśli, że las to drzewa i nic więcej, grubo się myli. Puszcza pełna jest tajemnic czasów minionych, z których część tylko mała ujrzała światło dzienne. Ludzie, przeszłych epok, przemierzali jej nie wytyczone wtenczas szlaki, usiłując poskromić naturę, albo skryć się w jej objęciach przed wrogiem... Była miejscem zmagań ze szwedzkim najeźdźca, carskim zaborcą, niemieckim okupantem... Drzewa były świadkami czynów haniebnych i bohaterskich, o których świadczą rozsiane po całej puszczy mogiły i pamiątkowe kamienie... Są też w niej miejsca nietknięte ludzką stopą, niedostępne bagna, piaszczyste wydmy i gęste ostępy, gdzie natura rządzi się swoimi i tylko swoimi prawami.


U wjazdu do Puszczy witają nas żurawie.


Bagna to spora część Kampinoskiej Puszczy. Tu widok na "Pożary". Gdybyśmy mogli zajrzeć wgłąb, naszym oczom ukazały by się połacie nagich białych pni.

Przez Garnicę przebiega tzw. szlak dydaktyczny, znajdują się tam malownicze leśniczówki, skansen i muzeum puszczy. Przy alei 3 tysiąclecia, gdzie rośnie szpaler zasadzonych przez różne ważne osobistości dębów, możemy obejrzeć ostatnie ocalałe gospodarstwa puszczańskie, sprzed ponad wieku. Jedna z chat zawiera autentyczne dawne przedmioty codziennego użytku, można ją zwiedzać, niestety otwierają ją o 13, a jest godzina 10. Zastanawiamy się, jak wyglądało życie ludzi, odciętych w pewnym sensie od świata zewnętrznego, żyjących prawie w lesie i z lasu, w tych chatach krytych strzechą o rzeźbionych drzwiach. Z pewnością nie było to lekkie życie, ale może spokojniejsze i bardziej ustabilizowane? Dziś gospodarstwa sprawiają wrażenie nostalgicznie stęsknionych za ludzką obecnością. Nie wietrzy nikt izb i nie rozpala ognia w piecu, nie czerpie wody ze studzienki, a piwniczka staje się schronieniem dla nietoperzy…


Zabytkowa leśniczówka nadal pełni swą pierwotną funkcję.


Chata Kampinoska. Jej zabytkowy wystrój to dary mieszkańców okolic.


Chata ze skansenu













Piwniczka stała się schronieniem dla nietoperzy. Z murowanej studni zaś nadal można zaczerpnąć wody.

Dębczaki liczą sobie około lat 15, idziemy wzdłuż nich i patrzymy, co kto zasadził. Najokazalsze drzewo należy do prymasa Józefa Glempa, i sąsiaduje z ciut mniejszym dębem Aleksandrem, zasadzonym przez prezydenta Kwaśniewskiego. Zdecydowaną większość zasadziło dowództwo naszych wojsk - generałowie różnych formacji, poza tym hufiec harcerski, Akowcy walczący niegdyś w Puszczy, strażacy itd., itp. Znaleźliśmy jedno puste miejsce i zastanawialiśmy się, co by się stało, jakbyśmy zasadzili swój dąbek, przyczepili tabliczkę z imionami. Ktoś by się pewnie zastanawiał, kim są dwaj panowie R.



Aleja 3 Tysiąclecia, wysadzana dębami.
















Dąb Józef zasadził Kardynał Glemp. Miał widać dobrą rękę, bo to najokazalsze drzewo w alejce. Obok kilka tabliczek znanych osobistości, które mają swoje drzewko.

Naprzeciwko znajduje się kapliczka pobudowana przez leśników w podzięce za odzyskaną niepodległość w roku 1919… Zamknięta, ale przez przeszklone drzwi można zajrzeć do środka, na mały ołtarzyk, na którym zwraca uwagę figurka świętego Huberta, patrona leśników i myśliwych.














Kapliczka leśników.

Jakieś zagraniczne małżeństwo na rowerach pyta mnie o „Guest center”. Nie mam pojęcia o co im chodzi, jakie guest center może być w środku lasu? Może chodziło im o jakiś ośrodek, ale wyjaśniam, że sam jestem tu po raz pierwszy.
A obok muzeum Puszczy Kampinoskiej. Przed wejściem zaskakujący eksponat, kawał szczęki wieloryba bezzębnego, a w zasadzie dolna lewa żuchwa. Skąd się tu wziął? Tabliczkę ktoś urwał, ale wyłażąc później z tyłu na podwórze (generalnie chyba nie udostępnione dla zwiedzających), znajduję ją, choć słabo czytelną. Wynika z niej, że do Puszczy wywieziono zbiory Muzeum Narodowego, a szczęka się gdzieś zapodziała i znaleziono ją sporo po wojnie. Samego ssaka znaleziono zaś na Pomorzu nie w lesie. Na żywą ekspozycję składają się rozmaite gatunki drzew i krzewów puszczańskich, rosnących przed budyneczkiem. Dzwonimy, bo zamknięte. Otwiera nam pan z brodą, kupujemy bilety i zwiedzamy. Na muzeum składają się w zasadzie 3 pomieszczenia, w pierwszym znajdują się znaleziska po ludzkiej obecności w puszczy, głównie powstańców i partyzantów, z lat 1863 i czasów II wojny. W kolejnym galeria wypchanych zwierząt i ptaków, mieszkańców puszczy. Poroża i czaszki jeleni, łosi, a nawet ściemniała ze starości czaszka wyginiętego w XVII w tura. Na Mazowszu padła ostatnia przedstawicielka tego gatunku. Co ciekawe, tury były pierwszym chronionym gatunkiem zwierząt w Polsce, a prawdopodobnie pierwszym w ogóle na świecie. Zachowały się nawet nadania ziemi z XVI w dla leśników, którzy mieli się tym zajmować. Niestety zwierzęta te prawdopodobnie zaraziły się jakąś chorobą od bydła domowego, a będąc małą populacją po prostu nie zdążyły się uodpornić. Cała nadzieja w klonowaniu, bo zachowało się ponoć DNA tych zwierząt, a w 2006 roku powstała Polska Fundacja odtworzenia Tura. Ale tyle tytułem dygresji. W ostatnim pomieszczeniu można jeszcze pooglądać zasuszone okazy rzadkich roślin, występujących na terenie Puszczy. Jednym słowem w muzeum znajduje się wszystko to, co kiedyś można tu było spotkać, albo znaleźć (oprócz wieloryba rzecz jasna).



Muzeum Puszczy Kampinoskiej


Lewa dolna żuchwa wieloryba.




















I inne eksponaty. Broń z połowy XIX w
i czaszki - tura i jelenia.



Jedziemy dalej, obejmując kurs na „Zamczysko”. Jakie zamczysko mogło powstać w środku puszczy? Przekonamy się. Znajdujemy wśród drzew mogiłę żołnierza z czasów II wojny… Trasa robi się coraz węższa, tylko oznakowania szlaków na drzewach pokrzepiają nas, że jeszcze się nie zgubiliśmy… i tak zresztą wracamy się kilka razy.













Mijamy Narty. Tu znajduje się kolejna mogiła, 50 Żydów zamęczonych w tutejszym obozie. Sprowadzono ich tu z getta warszawskiego do kopania kanałów melioracyjnych mających odwodnić Olszowieckie Błoto. Pracując bez chwili przerwy od rana do wieczora na chłodzie, o kubku gorzkiej kawy i skibce chleba, po kolana w błocie i wodzie, bici za okazane wyczerpanie, marli bardzo szybko. Sami Niemcy doszli do wniosku, że wydajność ich jest żadna i zlikwidowali obóz. Ale za nim do tego doszło połowa z nich skończyła w ziemi, na pagórku nieopodal obozu, zwanym z czasem "Kadisznikiem" lub "Trupim Pagórkiem". Tak budowano nowe germańskie imperium. Ci którzy przeżyli mogli być wdzięczni miejscowemu księdzu z Kampinosu Stanisławowi Celińskiemu, który potajemnie organizował pomoc.



Prawdopodobnie to jeden z kanałów. Dziś jest tu pięknie.


Pamiątkowy kamień na "Kadiszniku"

Spotykamy ponownie parę turystów z zagranicy. Złapali gumę, mężczyzna był w trakcie klejenia dętki. „Bad luck” kwituje z półuśmiechem jego towarzyszka. My nie jesteśmy nijak przygotowani na taki „Bad luck”, podejrzewam że skończyłby się długim marszem, albo telefonem do przyjaciela. A droga nie należy do łatwych, kamienista lub poprzerastana wystającym na wierzch korzeniami. W końcu dojeżdżamy do owego „zamczyska”, kopca otoczonego podwójną fosą, umiejscowionego wśród wiekowych dębów i sosen. Mroczno się zrobiło, ogromne drzewa zasłaniają słońce. Czuć wilgoć… Wchodzimy na kopiec i naszym oczom ukazują się rozległe bagna. Znów zagubiona wśród drzew mogiła żołnierza, krzyż bez imienia. Tego dopadli kolaborujący z Niemcami Rosjanie.



Nasz leśny szlak wśród wysokich sosen. To sosny masztowe, niegdyś cenione w szkutnictwie. Jak sama nazwa wskazuje robiono z nich maszty

„Zamczysko” to pozostałości XIII wiecznego grodu obronnego. Umiejscowienie go tutaj nie jest przypadkowe, osłonięty moczarami był bardzo trudną do zdobycia fortecą, częścią kompleksu mazowieckich grodów obronnych. To także jedno z wielu miejsc, gdzie miały być ukryte legendarne skarby królowej Bony. Szukano ich jeszcze w połowie XX wieku całkiem na poważnie. W miejscu czuć specyficzną aurę, jakby natura chciała uszanować tą chwilową człowieczą obecność w środku swojego królestwa... Tutaj słowa „uroczysko” nie trzeba definiować słowami, po prostu się je czuje.


A to już zamczysko. Ten kopiec to pozostałości dawnego grodu.





































Wiekowe dęby nie dopuszczają słońca. Niżej rosną olchy. Mogiła nieznanego żołnierza zamordowanego przez RONA. I malowniczy widok starej fosy.

Wracamy i postanawiamy jeszcze głównym puszczańskim szlakiem przejechać do Sosny Powstańców. Przejechać… dobre sobie. Rozmokła wąską ścieżyna każe nam zapomnieć o jeżdżeniu, trzeba rowery przenieść. Rafał zaczyna prychać na taki szlak…


Nasz szlak zmienił się w mokradło.

Gdy już wygrzebujemy się na wyższe i suchsze tereny, wcale nie jest lepiej, bo grzęźniemy w piachu. Droga nam się wydłuża przez to w czasie. Ale z dala widać trzy krzyże, dotarliśmy do „Sosny Powstańców”. Sosna wprawdzie umarła w wieku 170 lat w roku 1984, ale jej pień opiera się na drewnianych podporach i trwa nadal. Podczas powstania w 1863 roku na konarze sosny, spuszczeni ze smyczy kozacy wieszali młodych powstańców, głównie chłopców, którzy uciekli przed branką. Podobno gałąź wygięła się pod ich ciężarem i nigdy już nie rosła tak jak powinna. Pamięć drzewa zaklęła się w kształcie zniekształconej gałęzi…


















Pamiątkowy monument przed sosną. W miejscu kaźni postawiono trzy krzyże.















Sosna teraz i w 1962.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trzy grosze